Dlaczego młodzież rezygnuje z pasji?
Autor: Robert "Jamnik" Jamiński
Dlaczego młodzież rezygnuje z pasji?
Życie to niesamowita sinusoida. Każdy z nas ma wzloty i każdy z nas ma upadki. Jednak czy tego chcemy czy też nie, każdy idzie do przodu. I nawet, gdy czuję w swoim życiu stagnacje lub gdy czuje, że się cofam moje życie pędzi na przód. A im starszy się staje, tym bardziej przyspiesza. Co z nim zrobić by być szczęśliwym? Czemu wokół mnie na pęczki jest ludzi, którzy całe swoje dnie robią mnóstwo rzeczy, a tak naprawdę nie robią niczego? Co sprawia, że setki istnień robiących "coś" zamienia się w istnienia robiące wyłącznie "jakieś coś"? Zacznijmy od początku.
Pewien czas temu po sieci krążył artykuł traktujący o tym, czemu nie warto zapisywać dzieci na zajęcia pozalekcyjne, który w szyderczy sposób trafnie punktował, czemu tak naprawdę warto to robić. Pytanie powinno być natomiast przede wszystkim takie: z jakiego powodu posyłasz tam dziecko? Czy szukasz dla dziecka miejsca, w którym odkryje swoje talenty? Odszuka pasje? Czy może wysyłasz tam dziecko, bo twoja sąsiadka też wysyła tam dziecko? A może wysyłasz je tam, ponieważ dzięki temu masz więcej czasu dla siebie? Nieważne, który z tych powodów jest właściwy. Jeśli już dogrzebiesz się do prawdy powinieneś sobie zadać pytanie: "Po co moje dziecko robi, to co robi?" Zakładając, że jesteś rodzicem, który w głębi serca liczy, że jego pociecha odnajdzie się na zajęciach, na które pójdzie, odnajdzie tam pasje, miłość i swój talent. Co wtedy? Czy rodzic jest gotowy pokierować życiem swoim i swojego dziecka tak, by całe życie trwać w tej pasji, która została rozbudzona? Czy zapisując dziecko na jakieś zajęcia, zdajesz sobie sprawę z odpowiedzialności, która spada na ciebie, gdy to dziecko odnajdzie się w tym, na co samemu je zaprowadziłeś? Zaprowadzając 6 letniego chłopczyka na zajęcia taneczne musisz liczyć się z tym, że istnieje możliwość, iż ten chłopczyk zechce zostać profesjonalnym sportowcem lub malarzem i z tym powiąże swoje życie. To nie jest gdybanie, lecz realna alternatywa. Jeśli jesteś rodzicem, który doskonale wie, że taka kariera dla jego dziecka nie wchodzi w grę, bo ma być lekarzem, prawnikiem, politykiem. To na cholerę go tam prowadzisz? Po co dajesz mu nadzieje. Po co on się tego uczy? Podejmuj decyzje odpowiedzialnie. Dziecko to małe istnienie, podobne, lecz zupełnie inne niż ty. W pewnym momencie będziesz zmuszony się o tym przekonać. Rodziców, którzy podejmują dla swojego dziecka tego typu decyzje z innych powodów, które wymieniłem wcześniej, takie jak zapisywanie dziecka na cokolwiek, dlatego, że inne dzieci chodzą, dlatego, że to podnosi status społeczny rodziny (im więcej zajęć pozalekcyjnych tym dziecko jest bardziej trendy) czy najlepszy powód - "dlatego, że już z nią wariuje w domu, wiec nich czymś się zajmie". To nie są powody, by podejmować decyzje - jakiekolwiek, a już na pewno, nie rodzinnie ludzkie.
Czemu pasja?
Czemu pasja jest czymś tak pożądanym przez rodziców i tak niesamowicie wpływającym na dzieci, młodzież i dorosłych? Jakakolwiek by nie była, z jej posiadania płynie zawsze bardzo dużo plusów. Pasja, jeżeli jest prawdziwa i płynie z serca jest chyba uczuciem najbardziej przypominającym miłość (o tym jeszcze kiedyś napiszę). Życie w pasji i życie z pasją daje ci wiele niesamowitych profitów. Zaczynając od tego, że robienie tego, co kochasz sprawia, że jesteś szczęśliwy. Robiąc to, co kochasz wchodzisz w tak zwany stan flow. Moment, gdy cały świat przestaje mieć znaczenie, a ty czujesz tylko przyjemność z wykonywanej czynności - czas traci znaczenie, miejsce traci znaczenie. Jesteś tylko ty i aktywność. Nie ważne czy będzie to modelarstwo, bieganie czy montaż filmów. Bycie w pasji pozwala ci resetować umysł, wrzucać emocje w sposób werbalny (tworzenie muzyki, śpiew, poezja) i nie werbalny (aktywność fizyczna, sztuki plastyczne). Pozwala się wyciszyć, odszukać moment dla siebie. Uczy patrzeć na świat w wyjątkowy sposób. Wyczula na estetykę i pozwala się cieszyć chwilą, przez co zwiększa świadomość wewnętrznych pragnień. Uczy cierpliwość, samodoskonalenia i ważnej umiejętności, szczególnie ważnej w obecnych czasach - liczenia wyłącznie na siebie. Dodatkowo, jeśli pasja jest związana z ruchem to ciągnie ze sobą całe dobrodziejstwo sportu, a czasem nawet idący za nim zdrowy tryb życia. Czasem uczy nas wygrywać, uczy przegrywać i podnosić się po porażce. To właśnie pasja i miłość do niej, pozwala ludziom dokonywać rzeczy uznawanych za niemożliwe. Dlaczego tak potężne narzędzie jest coraz częściej bagatelizowane przez młodych ludzi? Czemu ludzie posiadający niemal super moce, posiadający odskoczenie od codzienności i "coś" wyłącznie dla siebie potrafią z tego zrezygnować w jednej chwili, od tak sobie...
Pokolenie: "mogę umieć wszystko, ale mi się nie chce".
Przyszło nam żyć w czasach dostępu do wszystkiego. Naprawdę, mamy dostęp do wszystkiego. A jeśli nie masz dostępu do wszystkiego to na pewno znasz kogoś, kto zna kogoś, kto zapewni ci ten dostęp. To piękno życia w obecnych czasach i jego przekleństwo. W dodatku świat tak pędzi, że połowa ludzi nawet nie zwraca uwagi na to, co robiło w ciągu dnia. Nie wierzysz? To spróbuj wymienić, co robiłeś wczoraj. O czym rozmawiałeś z ludźmi, czego od ciebie chcieli, jak byłeś ubrany itp... Założę się, że umknęła ci większa połowa dnia. A gdybym zapytał o przedwczoraj? Każdy z nas twierdzi, że żyje świadomie. Ale czy na pewno? Czemu w takich zabieganych czasach pełnych chaosu ludzie rezygnują z pasji, która jest jedną z niewielu chwil wytchnienia? Czemu młodzież rezygnuje z bycia w czymś dobrym na rzecz bycia przeciętnym?
Odpowiedzialność rodzica
Pierwszego powodu, dla którego młodzież rezygnuje z pasji należy się doszukiwać we wstępie tego rozważania. Chodzi oczywiście o rodziców i ich podejście. Począwszy od ilości i natłoku zajęć pozalekcyjnych, na jakie rodzice wciskają pociechy, kończąc na bezmyślnym ich doborze. Zacznijmy od tego, że nic nie rozwinie dziecka bardziej niż zabawa. Zabawa to najlepszy sposób nauki. To praktyka ruchu w czystej formie. Dlatego dziecko, przede wszystkim powinno mieć czas na zabawę. Pozwólmy mu się bawić i obserwujmy, w którą stronę ta zabawa zmierza. Dopiero wtedy możemy wyciągnąć wnioski, w którą stronę, być może warto pokierować dziecko. Nie ma co zapisywać go na zajęcia i po prostu kazać mu na nie iść, niezależnie od tego, czy widzimy w nim iskierkę potencjału. Od tego jest inna instytucja, w której dziecko i tak spędzi połowę swojego życia, z czego przez 70% tego czasu będzie się stawało średnie lub wystarczające we wszystkim, co instytucja narzuci.

Jako rodzic nie powinieneś również wachlować możliwościami dla swojego dziecka jak japońska gejsza wachlarzem. Decyzja o zapisaniu dziecka powinna być podjęta na podstawie obserwacji i przyjęta z pełną odpowiedzialnością. To właśnie ta odpowiedzialność będzie później kierowała dzieckiem podczas jego życiowych wyborów. Rolą rodzica jest pokazanie dziecku pasji, jako alternatywy życiowej i wynikających z niej zalet i wad. Jeśli dziecko w ciągu tygodnia chodzi na dodatkowe SKS w szkole, lekcje angielskiego, śpiewu, tańca akrobatyki i jazdy konno, to za żadne skarby nie uwierzę, że jakikolwiek rodzic jest w stanie tak zagospodarować czasem, by chociaż połowę z tych zajęć potraktować serio. Lepiej być dobrym w jednaj rzeczy niż średnim w kilkunastu - naprawdę. Kolejną sprawą jest, gdy dziecko wybiera sobie zajęcia jak drożdżówki z Biedronce, tydzień chodzi na balet, kolejny tydzień na plastykę, jeszcze inny na pływanie, a później znowu na balet, bo Ewelina jednak poszła na balet, to ja też na balet... A rodzic jak ten debil płaci we wszystkich miejscach, oby dziecko coś robiło. Równie dobrze mógłby kłaść te pieniądze pod każdym drzewem, o które jego dziecko się otrze będąc w lesie. Skutki zainwestowania pieniędzy będą takie same. Tak się dzieje, gdy nie znasz własnego dziecka i tak naprawdę sam nie wiesz, ku czemu twoje dziecko ma skłonności.
Takie podejście rodzica kształtuje w dziecku przekonanie, że takie zajęcia są czymś dodatkowym, czymś dla rozrywki. Czymś jak MC Donald's, gdzie wchodzisz, bierzesz co chcesz i wychodzisz. Takie podejście nie uczy szacunku do instruktora, który jest dla mnie i najlepiej jakby robił to, co ja chcę. Nie uczy również przynależności do grupy. Co z tego, że mamy choreografię, nad którą pracowaliśmy przez pól roku. Choreografię, której beze mnie nie zatańczą. Co z tego jak mi się już nie chce tańczyć, od dzisiaj będę zalewać stoły żywicą epoksydową, bo tego jeszcze nie próbowałem. Nie wspomnę już o tym, że nie uczy szacunku do pieniędzy - twoich pieniędzy, drogi rodzicu. Początkowe podejście rodzica i jego marginalizowanie pasji wpływa na późniejsze podejście dziecka.
Wygoda rodzica
Skoro już jesteśmy przy rodzicach, przejdźmy do kolejnego powodu, dla którego młodzi ludzie odstawiają pasje. Co robi przykładowy rodzic, który zapisał dziecko w wieku 6 lat na pięć różnych zajęć pozalekcyjnych po czasie powiedzmy 5lat? Każe zrezygnować dziecku z pasji, ponieważ nauka. I jakkolwiek rozumiem rodziców w tej kwestii, że popełniając pierwszy błąd chcą go szybko (po 5 latach) naprawić. I postanawiają dziecku zmniejszyć ilość zajęć z multi zadaniowego omnibusa do dwóch lub jednego, które kocha najbardziej. To jeszcze rozumiem. Ponieważ nauka w tych czasach naprawdę zajmuję ogrom czasu i dziecko najnormalniej w świecie by się zajechało, jak kobyła na 40 hektarach bronowania.

Nie rozumiem natomiast tego, co ma miejsce znacznie częściej. A mianowicie rodzice często nakazują rezygnować swoim pociechom z jedynej pasji, jaką posiadają. Powiedz panu, że w tym roku nie będziesz chodzić, bo w tym roku masz nauki bardzo dużo i nie uda ci się tego pogodzić. Drogi rodzicu spójrz w lustro i powiedz mi, że twoje dziecko w ciągu tygodnia nie ma czasu spędzić na swoim telefonie, komputerze lub przed telewizorem 2 godzin. Jeśli ma, to każ mu zrezygnować z tego, a nie z zajęć rozwijających jego pasje. Problem tkwi gdzieś indziej i na pewno nie w braku czasu dziecka na naukę. Jedna zasrana godzina 2 razy w tygodniu to żaden pochłaniacz czasu. Powody są dwa. Pierwszy to wygoda i zdjęcie z siebie jednej z odpowiedzialności rodzica, polegającej na tym, że musze zawieść dziecko i odebrać dziecko. Muszę być uwiązany w każdy wtorek i piątek o konkretnych godzinach. Muszę zawieść go na zawody, wydać trochę pieniędzy i przede wszystkim poświęcić odrobinę swojego jakże cennego czasu. Wygodniej i często taniej, po prostu nie zawieść. Wcześniej w szkole było zbyt mało lekcji wiec zajęcia kupowały rodzicowi jeszcze odrobinę czasu, teraz dziecka nie ma już wystarczająco długo wiec na cholerę mu jeszcze zajęcia? Ewentualnie jest jeszcze drugi powód, czyli wczesne ucięcie pasji, co pozwala uniknąć rodzicowi kolejnej fazy. Czyli momentu, gdy dziecko zacznie mieć własne zdanie i zacznie rozumieć, że pasja może być czymś więcej niżeli tylko dodatkowym zajęciem dla zabicia czasu.
Przekonania rodzica
I tym sposobem dochodzimy do ostatniego etapu, na którym rodzice mogą "zjebać misje". Dochodzimy do momentu, gdy dzieciaki stają się odrobinę większe i mimo wszystko udało im się przetrwać w pasji, mało tego pokochali ją i odnaleźli się w niej. Zaczynają dostrzegać w tym co robią możliwość na życie. Alternatywę codzienności, możliwość życia i zarabiania z radością. I wtedy jak grom z jasnego nieba spada mój ulubiony tekst. "Na cholerę ci to. Przecież z tego nie wyżyjesz". Wtedy rodzic już wie, że taka osoba nie jest tak bardzo zależna od niego, nie może po prostu powiedzieć od jutra nie chodzisz na zajęcia. Bo jeśli nawet wypisze nastolatka z zajęć on będzie to robił sam w domu. Będzie szukał możliwości i trenował po kryjomu. Ma przecież taką możliwość, bo wszystko ma w internecie. Wtedy pozostaje nic innego jak pranie mózgu. Bombardowanie i strasznie młodego umysłu, że z tego się nie da żyć, ze nie ma z tego pieniędzy, że liczy się zawód. Skup się na nauce, na studiach czy nawet nieco później: znajdź sobie normalną pracę. Wtedy rodzicowy brak odpowiedzialności za swoje czyny zamiana się w chłodny realizm zabijający marzenia. Niestety takie ciągłe ględzenie poprzedzone oczywiście brakiem wsparcia, przysypane podobnym zdaniem reszty rodziny potrafi z najbardziej zapalonego pasjonata stworzyć niespełnioną wiecznie nieszczęśliwą osobę, która ugięła się pod presją tłumu. I co najsmutniejsze. Presją najważniejszego na świecie tłumu. Wtedy ostatnią nadzieją jest wystarczająco twardy, nieugięty charakter. Gdy zabraknie również tego może nas uratować ktoś bliski, przyjaciel, instruktor, ale najlepiej, gdy jest to ktoś z rodziny, ktoś kto pasje ma i ją rozumie. A w dodatku jest to ktoś, kogo może dotknąć twoja rodzina. W grę nie wchodzi wtedy Christiano Ronaldo, lepszy był by wujek Staszek, który zrobił na pasji biznes, na którym zarabia więcej niż rodzic. Niestety zazwyczaj młodzi ludzie nie maja tyle szczęścia.
Pokusy codzienności i inne miłości
Nie jest tak, że o wszystko obwiniam rodziców. Niestety to jednak oni są pierwszą linią oporu. To oni przekazują dzieciom wartości życiowe. Wszystko co napisałem wcześniej niestety znajduje odzwierciedlenie w późniejszych decyzjach starszych już dzieci. Równie często powodem rezygnacji z pasji są znajomi. A dokładniej otoczenie, w jakie wpadamy. Wszystko niestety wiąże się z momentem dorastania i chwilą gdy młodzież zaczyna sama podejmować większość swoich decyzji. Właśnie wtedy, jeśli nie mieli odpowiednich wzorców zachowań, gdy będą mogli wybrać łatwiejszą drogę to wybiorą najłatwiejszą. Pójdą z prądem jak martwe ryby.
Znajomi podobnie jak rodzice, swoim gadaniem i podejściem mogą skutecznie namówić do rezygnacji z pasji. Czasem wystarczy, że pokażą inną drogę. Jeśli czas na swoją pasję poświęcałem w piątek wieczorem, a moi dobrzy znajomi pokazali mi, iż taki sam wieczór mogę spędzić na melanżu w klubie to idąc łatwą drogą... Kolejnym razem podejmę identyczną decyzję. Podaże za tłumem, bo tak jest łatwiej i przyjemniej. Z kim się zadajesz taki się stajesz. Ciężko w takiej sytuacji pozostać sobą. Naprawdę ciężko. Trzeba mieć jaja, by powiedzieć nie. Dlatego fajnie mieć alternatywę i posiadać również znajomych, z którymi dzielisz pasję.
W takich momentach potrzeby jest właśnie rodzic, który utrze ci nosa i wskaże właściwą drogę. Rodzic przydaje się również w innym momencie życia każdego młodzieńca. To taki moment, gdy jest się najbardziej "pojebanym". Moment, gdy zmysły przestają działać, a serce pompuje krew nie w te miejsca, w które powinno. Czyli pierwsze miłości. Często jedno słowo nowo poznanej ukochanej może zaprzepaścić lata ciężkiej pracy. Wtedy potrzebny jest ktoś, kto sprzeda liścia i na chwile zmysły wrócą - idealnie nadaje się do tego kochający rodzic.
Czasem naprawdę nie ma wyjścia.
To były takie powody z serii mało "poważne". Istnieje jednak cała masa powodów, które bywają uzasadnione. Często ludzie nie są w stanie podnieść się po porażce, co powoduje rezygnacje. Często sytuacja życiowa NAPRAWDE zmusza ich do zrezygnowania z siebie, ze swoich potrzeb, ze swojego rozwoju by utrzymać rodzinę czy chociażby utrzymać samego siebie. Zdarzają się wypadki, i nieszczęśliwe zbiegi okoliczności. To wszystko normalne życiowe kwestie. Nie każdemu udaje się tez zarabiać z pasji, nie każdy musi na niej zarabiać. Nie każdy staje się sławny. Nie każdy zdąży, nie każdy będzie w stanie osiągnąć taki poziom w tym co robi, by stać się atrakcyjnym dla potencjalnych "klientów". Jednak kompletnie nie chodzi tu o to by zarabiać z pasji, a raczej by żyć z pasją, nie pozbywać się jej całkowicie.
Prawda jest taka...
Czasem zdarza się tak, że ktoś komu idzie dobrze, ma osiągnięcia. Nie trenuje bardzo często, nie zajmuje mu to mnóstwa czasu, nie wpływa na naukę i nawet ma wsparcie rodziców. Rezygnuje z jakiegoś powodu. Tłumaczenia są różne, najczęściej: "bo ja od dzisiaj będę trenował coś innego", "bo mam zbyt wiele nauki" itp. Mija jakiś czas. A ja obserwuje. W rzeczywistości na nic innego się nie zapisuje, a na głupoty ma mnóstwo czasu, który można by poświecić na naukę. Pozostaje z niczym i robi "nic". Czemu się tak dzieje? Właśnie takie zachowanie nie dawało mi spokoju i sprawiło, że zaczynałem zgłębiać temat - chciałem rozumieć, czemu tak się dzieje.
Dzieje się to zawsze w podobnym wieku. Gdy młodzież wchodzi w etap kiedy się im wydaje, że są dorośli. Oczywiście wpływ na to mogą mieć wszystkie elementy, które wymieniłem wcześniej. Jednak główny powód jest chyba nieco inny. Koniec końców to każdy z nich już wtedy indywidualnie podejmuje decyzje i właśnie o możliwość podjęcia decyzji chodzi. Ten moment wchodzenia w dorosłość jest momentem, w którym najważniejszą wartością jest to, że nikt nie może mi mówić co mam robić. Wtedy właśnie młodzież bardzo często ściąga z siebie wszystkie "kajdany" i wszystko, czego nie musi robić, po prostu postanawia nie robić. Do szkoły chodzą wszyscy, wiec i ja musze, na studia idą wszyscy, to i ja pójdę i do pracy tez chodzą wszyscy, wiec idę i ja. Pasja nie jest przymusem, wiec jebać - wtedy właśnie będę odpoczywać. Nikt nie będzie mi w moim wolnym czasie mówił, że mam być o konkretnej godzinie, w konkretnym miejscu i jeszcze w dodatku mam robić to co on chce.
Uciekanie od pasji to najnormalniej w świecie pójście na łatwiznę. Oczywiście, jeśli robimy to tylko i wyłącznie dla tego, że taki mamy kaprys. To jak wywieszenie białej flagi i oświadczenie otaczającemu światu: "Proszę! Wygrałeś. Zjedz mnie i przemiel niczym resztę szarej ludzkiej masy". "Chcę być zwyczajny, biorę to na siebie".
Jeśli masz wszystkie predyspozycję by rozwijać pasję, jeśli masz talent od Boga, pieniądze i zdrowie, a mimo wszystko rezygnujesz rozwijania siebie. To powód jest tylko jeden. Jesteś zasranym leniem! I wina nie leży po stronie twoich rodziców, przyjaciół czy obowiązków. Tylko po twojej. Te wszystkie rzeczy mogą na to wpływać, ale prawda jest taka, że nie robisz tego bo tak jest ci po prostu łatwiej. Chcesz być średni bo tak jest wygodniej, a ty lubisz wygodę. Bo jesteś zasranym leniem. Bycie zwykłym, jest bezpieczniejsze.
Bycie zwykłym jest łatwe... zbyt łatwe, by żyć w ten sposób.
Pozdrawiam. Jamnik.