Każdy ma swoją historię, to jest moja
Autor: Kinga Pikul
Jeden z artykułów drugiej edycji konkursu literackiego „Napisz Taniec”. W kategorii osoby dorosłe.
Nigdy nie byłam dobra w pisaniu czegokolwiek, gdy ktoś narzucił mi jak mam to zrobić. Co innego, gdy mogę wylać na kartkę papieru to ,co sama chce i to, co czuję. Jakiś czas temu polubiłam dzielić się z innymi moją historią związaną z tańcem, nadarzyła się okazja, więc po długich przemyśleniach w końcu się za to zabrałam. Piszę nie tylko po to, aby przedstawić jak zaczęłam swoją przygodę. Chciałabym też pokazać czym jest dla mnie taniec i jak bardzo wpłynął na moje życie.
Pamiętam jakby to było wczoraj. Miałam może około 9 lat. Były wakacje, a Gminny Ośrodek Kultury organizował coś takiego jak „Lato z GOK”. Moja mama mnie zapisała, bo razem z moim tatą pracowali i nie mogli spędzać czasu w domu, a ja też nie chciałam przesiadywać długich dni w domu. Było naprawdę bardzo fajnie, różne zabawy, wycieczki, ale i coś jeszcze, zajęcia z Panem Robertem – instruktorem tańca. Chyba każdy tancerz uważał kiedyś, że wcale nie nadaje się do tego, bo ma dwie lewe nogi. Właśnie takie myśli wypełniały mi głowę przed zajęciami.. Ale wiecie co? Nie warto oceniać czegoś zanim się nie spróbuje. Już podczas rozgrzewki zaczęłam czuć jak muzyka ogarnia całe moje ciało, a to była tylko zwykła rozgrzewka (teraz zwykła, 6 lat temu powiedziałabym, że to coś niesamowitego). Później zaczęła się nauka podstawowych ruchów. Kiedy połączyliśmy to w choreografię to po prostu nie mogłam uwierzyć, jak dobrze mi wychodzi. Czułam się jak ryba w wodzie. Od tamtego momentu pokochałam to. Tak, to był tamten moment. Po zajęciach jednak uświadomiłam sobie, że kiedy skończy się „Lato z GOK”, nie będę miała już styczności z jakimkolwiek tańcem. Oj nie tak prędko. Pan Robert prowadzący zajęcia porozmawiał z moja mamą i powiedział jej, że naprawdę się do tego nadaję i zapisuje mnie do ekipy, którą prowadzi, za to teraz bardzo mu dziękuję. Jak się dowiedziałam to nie mogłam ogarnąć moich emocji przez dobre kilka minut (pamiętam, że było to przy samochodzie i jak opętana skakałam z radości na chodniku). Czekałam z niecierpliwością na mój pierwszy trening.
Kilka dni później poszłam na pierwsze zajęcia z ekipą. Stres przed wejściem na salę był przeogromny. Jednak nie było tak strasznie, jak sobie wyobrażałam. Zapoznałam się ze wszystkimi i okazało się, że większość znam z okolic mojej miejscowości. Mimo tego, byłam bardzo nieśmiała, co odmieniło się dopiero kilka miesięcy temu, ale o tym później. Z czasem zaczęłam uczyć się choreografii, z którą mieliśmy wystąpić na pierwszych, jakichkolwiek zawodach tanecznych. Oczywiście, jako początkująca praktycznie nic nie ogarniałam. Było przez kilka tygodni naprawdę ciężko, ale trenowałam, aby nie zawieść ekipy. Kiedy nadszedł dzień zawodów, to standardowo stres i ciągłe myśli, że coś mi nie wyjdzie. Ostatecznie było nawet całkiem dobrze, bo otrzymaliśmy wyróżnienie. Pan Robert mówił, że to duże osiągniecie jak na pierwsze w życiu zawody. Z czasem zaczęliśmy jeździć z choreografią w różne miejsca. Nie zawsze udawało nam się stanąć na podium, ale i tak to fajna przygoda, te emocje, chęć rywalizacji. Gdy zakończył się okres zawodów, nadszedł czas na nowy układ, więc i tak się stało.
Niestety w późniejszym czasie ekipa powoli się rozpadała. Nastąpiło połączenie dwóch ekip, ale wszystko bardzo komplikowała pandemia, która wybuchła tak nagle. Ten czas, był dla mnie jak i pewnie dla wszystkich bardzo ciężki. Nie było możliwości przychodzenia na salę z powodu obostrzeń. Nie zapomnę tego, jak łączyliśmy się online z naszym instruktorem, żeby nie stracić za bardzo formy. Jednak to nie to samo, co na żywo. Jak chyba wiadomo, nie każdy ma w domu wystarczająco miejsca, aby trenować. Ja akurat miałam jedynie na pojedyncze ruchy, każda próba zrobienia jakiekolwiek łączenia z footwork’u kończyła się uderzeniem stopą lub ramieniem w łóżko czy szafę. Taka forma trenowania była ze mną przez długi czas. Było ciężko, ale w sumie nie najgorzej, pomimo ograniczonej przestrzeni udało mi się progresować, nie jakoś bardzo, ale jednak.
Pandemia nadal trwała, lecz powoli obostrzenia zaczęto zdejmować i wróciliśmy na salę. Było fajnie, ale się kończyło. Po miesiącu znowu nastąpiło jej zamknięcie. W tym czasie powstał Dotspot stworzony przez Pana Roberta. Wtedy ponownie wszystko zaczęło nabierać sensu, znowu mogliśmy trenować. Wcześniej pisałam o tym, że miało miejsce połączenie dwóch ekip w jedną. Zawody nie mogły odbywać się normalnie przez pandemię, ale i tak startowaliśmy w nich poprzez wysyłanie nagrania z choreografią. Stawaliśmy na podium, ale to nie było to samo. Nie mogliśmy spotkać się z innymi ekipami, nie było żadnego stresu i szczerze, wtedy zaczęło mi go brakować. Nie lubiłam się stresować, ale bez niego było dziwnie. W każdym razie zawody się skończyły i to samo mogę powiedzieć o ekipie. Po prostu się rozpadliśmy, ale ci, co zostali, w tym ja, nie przestali trenować i są obecni do dziś. Obóz taneczny, to naprawdę świetna sprawa. Kiedy dowiedziałam się, że istnieją takie obozy, chciałam pojechać, ale się bałam. Nawet nie wiem z czego wynikał ten strach, tak po prostu się bałam. Później jednak miałam jechać nawet na jeden, ale pandemia wszystko zepsuła i się nie odbył. Jednakże pojechałam, w lipcu 2021r. Nie mogłam się zdecydować, bo byłam nieśmiała i stresowałam się tym, jak to będzie w ogóle wyglądało. Do tej pory nie mogę uwierzyć jak bardzo obóz mnie zmienił. Pisałam jakoś na początku, że dopiero kilka miesięcy temu przestałam być nieśmiała i właśnie to się we mnie najbardziej zmieniło. Obóz nie tylko wpłynął na mój taniec, ale i na mnie. rozumiecie? To jest takie fajne uczucie.
W tym momencie powoli dochodzę do coraz bliższej historii i zatrzymam się na wrześniu 2021r. To był czas kiedy poszłam do nowej szkoły, ale to nas nie obchodzi, interesuje nas taniec. Więc tak, kiedyś marzyłam o zostaniu instruktorką tańca. Otwarcie mówię, że naprawdę nie lubię dzieci (bez obrazy dla nich), ale i tak chciałam pracować w takim zawodzie. Instruktor to nie tylko prowadzenie ekipy, ale i organizowanie warsztatów, co myślę, że jest fajnym zajęciem. We wrześniu 2021r. nadarzyła się okazja wzięcia udziału w projekcie, który między innymi opierał się na warsztatach umożliwiających późniejsze prowadzenie własnych. Długo nad tym myślałam i w końcu wiecie co? Zapisałam się. Po czterech miesiącach nauki, moje patrzenie na taniec kompletnie się zmieniło. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, ile rzeczy się dowiedziałam. W zasadzie to tańczyłam nie wiedząc właściwie czym jest taniec. Dalej nie mogę tego przetrawić mimo tego, że minęło już tak dużo czasu. To jest po prostu niesamowite!
Małymi krokami zbliżam się do końca mojej dzisiejszej opowieści. Został mi jeszcze jeden aspekt do opisania, o których jest mowa na początku. Opisałam w streszczeniu moją taneczną przygodę, ale właściwie czym jest dla mnie taniec? Jaką rolę odgrywa w moim codziennym życiu? Nie umiem opisać dokładnie, więc napiszę od serca. Taniec to coś, co sprawia, że czuję się świetnie. To coś, co sprawia, że się uśmiecham i mam dobry humor. Jest odskocznią od codzienności, która czasami daje w kość. Trening to najlepszy czas praktyki z ludźmi, których kocham, z ludzi, którzy są moją taneczna rodziną. Taniec dał mi tak dużo cudownych wspomnień do tej pory, że nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co będzie za kilka lat, bo nie mam zamiaru z tym kończyć. To coś, co naprawdę kocham robić. Warto zaznaczyć, że taniec to nie tylko sam ruch. To również wiedza, która potrafi zmienić sposób w jaki na niego patrzymy. Starałam się opisać to we fragmencie o wrześniowym projekcie. Wiedza, którą wtedy otrzymałam zmieniła moje myślenie i tym samym mój taniec. Zadajcie sobie pytanie „Czym właściwie jest dla mnie mój taniec?”. Kto wie, może zwykłe pytanie da Wam do myslenia?
Na sam koniec chciałabym jeszcze opowiedzieć o tym jaka rolę taniec odgrywa w moim codziennym życiu. Tak szczerze to jest ze mną w każdym momencie, dosłownie w każdym. W sklepie, w szkole, w domu zawsze jest ze mną. Do szkoły dojeżdżam pociągami. Trochę czasu zanim dojadę mija, więc słucham wtedy muzyki na słuchawkach. Nie ma opcji, że nic nie zatańczę, kiedy słyszę muzykę. Ludzie się krzywo na mnie patrzą, jak zrobię jakiś ruch nogą lub ręką, ale ja nie zwracam na to uwagi. Ostatnio jedna dziewczyna z pociągu powiedziała mi, iż widziała jak tańczyłam i to trochę śmieszne, że tak robię. Dla mnie, tancerki, to jest normalne, że w każdym momencie, gdy słyszę muzykę po prostu tańczę. Jeśli macie podobnie, nie wstydźcie się tego. To jest naprawdę super i nie rozumiem ukrywania tego przed ludźmi. Może taniec to wasz dar, z którego trzeba korzystać? W moim przypadku, to jedna decyzja mojej mamy o zapisaniu mnie na „Lato z GOK” , zmieniła moje życie na lepsze. Ciekawostką jest to, że mój tata chciał kiedyś, żebym grała w piłkę ręczną. Nie mówię, że to źle, mogłam spróbować, ale myślę, że skoro taniec to moje powołanie, to prędzej czy później i tak bym do niego doszła. Na sam koniec rada ode mnie. Nie bójcie się próbować. Być może coś z czego zrezygnujecie, mogło być czymś, co pokochacie. Nie mówiąc już nawet o samym tańcu tylko ogólnie, nie poddawajcie się, nawet jak Was coś dobije tak, że pomyślicie sobie : „Jestem do niczego” , macie się podnieść i iść dalej. Stawiajcie sobie cele i dążcie do nich, a staniecie się kimś wielkim!