N I B Y L A N D I A
Tekst i zdjęcia Paulina Stanisławek
Piotruś Pan to znany i kochany bohater – większości z nas kojarzy się z dziecięcą radością, beztroską i światem wyobraźni. I wszystkie te skojarzenia są prawidłowe. Niestety, wkraczając w dorosłość możemy poznać ciemną stronę mocy tej uroczej postaci.
Kompleks Piotrusia Pana (Syndrom Piotrusia Pana) − postawa charakteryzująca się ucieczką od dorosłości, brakiem dojrzałości, unikaniem zobowiązań i odpowiedzialności - Wikipedia
Spotkanie z Mrocznym Piotrusiem (jak będę go tutaj roboczo nazywać) może wydawać się z pozoru ekscytujące. W końcu nie od dzisiaj wszystkie techniki mindfullness, sztuka czy rozrywka mają za zadanie obudzić w nas wewnętrzne dziecko. I to jest piękne! Zachować w sobie tą cząstkę pierwotnego zachwytu światem, bezgranicznej radości i ciekawości to ogromne wyzwanie – szczególnie w dzisiejszym świecie. I naprawdę wierzę, że Piotrusiowanie może być również znakomitym, darmowym lekarstwem na wiele dzisiejszych zmartwień czy problemów. Co jednak w przypadku, kiedy Nibylandia wciągnie nas za mocno?
Narodziny Mrocznego Piotrusia
Patrząc na moich rówieśników, czy też nawet osoby ode mnie starsze nie mogę oprzeć się wrażeniu, że (świadomie bądź nie) Mroczny Piotruś połknął ich w całości i nie zamierza już nigdy więcej oddać ich światu w oryginalnej wersji.

Będąc dzieckiem balansowanie między Piotrusiami jest proste – to rodzice biorą odpowiedzialność za większość naszych działań. Niezależnie od tego czy jesteś głodny, spragniony, zrobiłeś sobie kuku czy nie odrobiłeś lekcji, to Twój opiekun bierze odpowiedzialność za to, że nie przypilnował i nie zatroszczył się wystarczająco o swoje dziecko. Myślę, że Mroczny Piotruś budzi się w nas w tym najbardziej niewygodnym okresie, kiedy wkraczamy w lata nastoletnie – mamusie i tatusiowie nauczeni wyręczania nas we wszystkim nie potrafią odpuścić, wykonując większość obowiązków za nas. „Takie czasy” lub „wygodnictwo” ktoś mógłby rzec. Oczywiście podłoże Mrocznego Piotrusiowania jest znacznie głębsze (chętnych zapraszam do małego researchu), jednak zastanówmy się – jakie są tego skutki? Szczególnie dla nas tancerzy?
Mroczny Piotruś i tysiące zwycięstw
Mama zapisuje Cię na zajęcia taneczne. Zaczynasz się wkręcać, chodzisz na treningi przez jakiś czas. Nagle jednak Twój instruktor zaczyna wymagać od Ciebie więcej. Z 5848773 dzieci została Was mała grupka, narodził się więc pomysł na stworzenie prawdziwej ekipy. I o ile z początku reagujesz motylami w brzuchu i zajawką wielkości Statuy Wolności to po chwili… wycofujesz się mówiąc ze „szkoła/pogrzeb/żelazkonagazie”. Dlaczego? „A co jeśli zaraz mi się odechce? Albo znajdę coś fajniejszego do roboty? Idę do nowej klasy, do liceum, gdzie będzie czas na imprezy?! Treningi to zabawa, ale regularnie? Na długo? Na poważnie? I, że jeszcze od mojego poziomu zależy zwycięstwo całej grupy?! Nie… na to się nie pisałem!” - Mroczny Piotruś zaciera ręce. Miałeś sprzeczkę z kumplem z ekipy. Niby pierdoła – błędny w choreografii. Od słowa do słowa i słów padło za dużo. Wiesz, że schrzaniłeś, wybuchnąłeś niepotrzebnie, a cała kłótnia mało tak naprawdę miała wspólnego z układem. Niby mógłbyś przeprosić, ale…

„To jego wina! On zaczął! Przecież ja chce dobrze, po prostu troszczę się o nasze wspólne dobro, o wspólne choreografie. Mógłby się starać bardziej, w dupie mam jego powody. Ma umieć i już!” – Mroczny Piotruś tańczy lambadę. Jesteś w związku. Po jakimś czasie znajomości Twoja partnerka chce przejść krok dalej – zamieszkać razem. Rozmawiacie o tym od czasu do czasu, niby połowicznie się zgadzasz, żeby nie robisz jej przykrości, ale jednak zakład pana od dorabiania kluczy jest codziennie zamknięty…
„A co jak zaczniemy się kłócić? Jak jednak się odkocham? Kto wie co będzie za miesiąc, rok, cztery czy pięćdziesiąt lat! Ludzie się zmieniają. Tak jest nam dobrze, po co to psuć? Nie… Teraz zawsze mogę po prostu nie odebrać telefonu, a mieszkając razem musiałbym martwić się przeprowadzką, podziałem kosztów i wszystkich wspólnych rzeczy…” – Mroczny Piotruś otwiera kolejną butelkę szampana. Wnioski?
Mroczny Piotruś – historia prawdziwa
Mroczny Piotruś to kawał skurwysyna. Tak – inaczej go nie nazwę. Osobiście uważam, że strach i wieczna ucieczka przed jakąkolwiek formą odpowiedzialności to jeden z największych problemów społecznych naszych czasów. Uciekanie przed konsekwencjami własnych czynów robi z nas wykwalifikowanych Nibylandczyków, którzy czekają aż ktoś inny rozwiąże ich życiowe problemy, naprawi ich relacje, a najlepiej ześle mannę z nieba. Nie będę brać odpowiedzialności za własny rozwój – przecież mam instruktora. Nie zdobędę trofeum? To jego wina! Nie będę brać odpowiedzialności za własne emocje – to inni mnie prowokują. Zostanę samotny, bez żadnego przyjaciela od serca? Bo ludzie teraz to są wszyscy okropni! Nie będę brać odpowiedzialności za kogoś innego – żonę, dziewczynę, dzieci, rodziców, członków ekipy – nie chcę odpowiadać za ich uczucia i za to jak im się wiedzie. W końcu lżej mi się żyje jak muszę się troszczyć tylko o siebie.

Chce zarabiać więcej, ale nie chce iść do szkoły ani szukać pracy – a co jak nowa będzie gorsza od obecnej? Stracę tyle wolnego czasu! Nie… Wytrzymam w tej robocie jeszcze trochę. Mroczny Piotruś zmusza nas do życia w wiecznej stagnacji. Strach przed jakąkolwiek formą dyskomfortu czy zmiany całkowicie zabiera nam szansę na rozwój. I chociaż na początku może to dotyczyć spraw mniej lub bardziej błahych, tak z biegiem czasu może odbić się również na tak ważnych kwestiach jak praca, pasja czy rodzina.
Syndrom Nibylandczyka
Po dłuższym czasie, przebywanie w Mrocznej Nibylandi może także skutkować (o ironio) bardzo negatywnym nastawieniem do życia. Niepodejmowanie ryzyka sprawia, że intuicyjnie nie dostrzegamy opcji na rozwój. Ta życiowa bezczynność, chociaż bezpieczna, po pewnym czasie zaczyna uwierać. W efekcie uważasz, że tak w sumie to Twoje życie nie jest jakieś super ekscytujące, że inaczej to sobie wyobrażałeś, że „inni to mają dobrze, farciarze!”. Myślisz, że życie niczym Cię nie zaskakuje, jest nudno, nic Ci się nie chcę, a najchętniej to przeleżałbyś na kanapie każdą wolną chwilę. Może tak naprawdę już nawet nie potrafisz w spontaniczność? Nie wiesz już od czego zacząć, jeżeli zaplanować coś nowego i ekscytującego?
Piotruś-pasożyt
I tak mija dzień za dniem, pełen fałszywej produktywności, sztucznej satysfakcji i zagłuszania wyrzutów sumienia czy trosk o przyszłość. Żyjemy w Mrocznej Nibylandii niby doceniając tą niewygodną prozę życia codziennego, ale tak naprawdę jedynie szukając powodów ku temu, że „teraz jest nie najgorzej, nie ma co psuć, jeszcze poczekam bo tak mi tutaj w sumie dobrze, bezpiecznie i przyjemnie”. Dzieci mają to szczęście, że mogą bez konsekwencji żyć „tu i teraz” bez planowania przyszłości. Maluch może rozpłakać się na środku ulicy i uderzyć wujka w nos bo nie spał w nocy. Mama zmieni mu przedszkole jeżeli panie okażą się „nudne”, a koledzy „głupi”.

Oczywiście – zmiana pracy, przeproszenie za swoje błędy, wzięcie kredytu, czy zaangażowanie we wspólny projekt (taneczny lub nie) wymaga znacznie więcej zaangażowania. Ale chyba właśnie dlatego dorastamy prawda? Dlaczego więc pomimo lat, próbujemy żyć tak, jakby to ktoś inny miał za nas podejmować najważniejsze decyzje? Albo jeszcze lepiej – brać na siebie konsekwencje tych działań? Moment, w którym w końcu cała ta odpowiedzialność lub konsekwencje jej braku (samotność, stagnacja, poczucie rezygnacji, bezsilności czy przewlekłego strachu) uderzają z pełną mocą jest prawdopodobnie jednym z najcięższych okresów dla każdego, kto ma w sobie Piotrusiowego pasożyta. Kiedy rzeczywistość prędzej czy później odbiera to, co swoje. Nibylandia może być piękna, ale właśnie dlatego, że jest chwilową ucieczką, tymczasowym zanurzeniem się w świecie wyobraźni, który pomaga dotrzeć do siebie, uspokoić zmysły i na nowo spojrzeć na sytuację.

Nie zapraszajmy Mrocznego Piotrusia do swojej głowy. Zapraszajmy te dobre „wewnętrzne bobasy”. Te, które uczą nas jak prawdziwe i bezwarunkowo kochać, jak ufać i być oddanym drugiemu człowiekowi. Jak cieszyć się drobnostkami i doceniać świat za oryginalność każdego płatka śniegu…
- „Piotruś Pan i Wendy”