WAACK ON POINT vol 2 - Paula poznaje legendy!

5-7 października

Do Poznania wyruszyliśmy już w piątek, aby spokojnie i bez pośpiechu móc przygotować się do warsztatów. Po długiej podróży i małym problemie z hotelem w końcu trafiliśmy na miejsce – wieczorem mimo wszechogarniającego zimna i fatalnej pogody podziwialiśmy miejscowy rynek, który ma w sobie wiele uroku. Następnego poranka udaliśmy się prosto do Galerii Malta, gdzie miały miejsce zajęcia.


Dzień pierwszy - ARCHIE BURNETT

Serię warsztatową Waack on Point rozpoczął Archie Burnett. W środowisku waackingowym jest on już wręcz człowiekiem legendą, a nauka od kogoś kto miał do czynienia z tym stylem w najczystszej i oryginalnej jego postaci od zawsze była moim marzeniem. No i stało się! Warsztaty trwały ponad 3 godziny i na przestrzeni tego czasu zdążyliśmy w mniejszym lub większym stopniu zahaczyć o wiele składowych elementów Waackingu.


Highslide JSRozpoczęliśmy od rozgrzewki, następnie szybko przeszliśmy do ćwiczeń na drille - naszym hasłem przewodnim stało się "If you can sing it, you can do it". Archie śpiewał nam różne melodie a my musieliśmy pokierować naszymi rękami odpowiednio do jego rytmu. Ćwiczenie to miało nam pokazać szczególnie fakt, że jeżeli odpowiednio poczujemy i wyliczymy sobie ruchy, nasze ręce będą mogły poruszać się znacznie szybciej - dzięki temu też łatwiej będzie nam akcentować dźwięki w muzyce.


Dalej Archie pokazał nam też jego wariant na obroty, połączone z wychyleniem. Zwrócił uwagę na nasze centrum i położenie naszych nóg, jako na elementy pomagające nam zachować równowagę. Po odpowiednim wyliczeniu powstało nam z tego małe łączenie.


Kolejna część zajęć upłynęła nam pod hasłem "Reall life inspirations". Archie poruszył w niej bardzo ważną kwestię dotyczącą naszego wczuwania się w muzykę oraz pracy nad naszym attitiude. Mówił, że aby nasz taniec był i wyglądał na prawdziwy oraz wyzwalał w publiczności realne emocje, nasze ruchy nie powinny być komicznie lub zbyt dramatycznie przerysowane. Pracując nad tym, dostawaliśmy pojedyncze czynności z codziennego życia, który musieliśmy pokazać w taneczny sposób ale zachowując w tym ich naturalność. Następnym etapem było pokazanie tego we freestylu - odwróciliśmy się do luster i tańcząc do wolnych piosenek mieliśmy wyrażać siebie i starać się pokazać to co czujemy słysząc dany utwór, lecz cały czas panując nad swoim ciałem i zachowaniem jego naturalności.


Highslide JSPrzyznaję, że widok tylu osób z tak szczerą pasją oddających się muzyce był czymś wyjątkowym. Pracowaliśmy nad tym przez dłuższą chwilę i przeszliśmy do ćwiczeń w liniach. Polegały one głównie na pracy nad przemieszczaniem - różnego rodzaju przeplatanki oraz ich wariacje a także slajdy i krótkie łączenia. Później ćwiczyliśmy niektóre także pracując w parach.


Następnie zahaczyliśmy o posing, lecz w nietypowy i bardzo miły dla mnie sposób. Tańcząc do oldschoolowego kawałka robiliśmy pozy, równocześnie przemieszczając się i tańcząc ze sobą. Archie mówił nam, że w taki właśnie sposób oryginalnie wyglądało to w klubach, w których tańczono Waacking. Niemalże jako jeden pulsujący organizm raz zmienialiśmy poziomy, zbliżaliśmy się lub oddalaliśmy od siebie nawzajem, tańczyliśmy z wykorzystaniem luster, podłogi a nawet ciał osób, które tańczyły obok. To był prawdopodobnie jeden z najpiękniejszych dla mnie momentów - poczucie jedności, inspiracji i po prostu czystego funu!


Warsztaty mi osobiście dały dużo materiału do samodzielnej pracy na treningach, ale co ważniejsze w trakcie naprawdę poczułam to co w Waackingu uwielbiam najbardziej - pasję i czystą radość z przebywania z osobami, które łączy miłość do tego co robią. Myśle, że to niezwykłe, że Archie potrafił tak nas otworzyć na siebie nawzajem . Jest on niezwykle magnetyzującą osobą, pełną wiedzy, pasji i doświadczenia co było bardzo wyczuwalne w trakcie jego zajęć. Wrażenia wspaniałe i myślę, że z pewnością nie zapomniane.


Dzień pierwszy – ZAWODY

Po warsztatach mieliśmy chwilę, aby wrócić do hotelu, przebrać się i wyruszyć na zawody. Tak więc ruszyliśmy do FoodHall, gdzie odbywał się contest.


Highslide JS W składzie jury znajdowali się nasi warsztatowi instruktorzy czyli Doma, Archie Burnett i Lip J. Za najlepsze disco kawałki odpowiadał DJ Yanee, a w roli MC pojawili się Izzy i Maślak. Po przybyciu na miejsce pierwsze co rzucało się w oczy to dress code uczestników – wszechobecny błysk, diamenty, cekiny i brokat czyli „SHINE BRIGHT”. W połączeniu z reflektorami na scenie, niektóre kreacje naprawdę blaskiem biły po oczach. Po wstępnych eliminacjach odbyły się otwarte bitwy w dwóch kategoriach – beginners i open. Zarówno przyglądając się pierwszej jak i drugiej byłam pod dużym wrażeniem. W przerwach nasze oczy umilały pokazy niesamowitych dziewczyn z Punie Crew, a także choreografia polskiej reprezentacji na ostatnich zawodach „Eleganza Waacking Festival” we Włoszech. Mimo, że sama nie brałam udziału w zawodach to emocji nie brakowało – oglądać waackingową czołówkę tancerzy to przecież czysta przyjemność! Po zakończeniu oficjalnej części miało też miejsce after party, na które już jednak nie zostaliśmy, niestety zbliżająca się do mnie choroba już dawała o sobie znać. Nie zmienia to jednak faktu, że bawiłam się świetnie i jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam przebywać wśród najlepszych polskich tancerzy.


Dzień drugi - LIP J

Nie ukrywam, że idąc na sale przed zajęciami myślałam, że serducho samo wyrwie mi się z klatki piersiowej. Lip J jest jedną z tych postaci, dzięki którym obudziła się u mnie miłość do tego stylu, to jej nagrania oglądałam zaczynając swoją taneczną podróż. Od samego początku była dla mnie największą inspiracją, jednak biorąc pod uwagę odległość między Koreą a Polską nie sądziłam, że kiedykolwiek uda mi się ją spotkać. Było więc to dla mnie jedno z tych marzeń, które siedziało gdzieś w mojej głowie w zakładce "byłoby cudownie, ale nieosiągalne". Wyobraźcie więc sobie to co czułam przebywając z nią na jednej sali :D


Highslide JS Warsztaty rozpoczęliśmy od rozgrzewki, a także od krótkiego łączenia na bazie drilli. Lip J zwracała szczególną uwagę na jakość naszych ruchów, to właśnie dzięki jej zmianie nasz taniec staje się urozmaicony i ciekawy dla oka. Następnie przeszliśmy do koordynacji. Nasza lewa ręka poruszała się w tępie "na dwa", natomiast prawa "na trzy". Mimo tego, że brzmi to prosto, to wcale do prostych nie należało. Na początku próbowaliśmy ogarnąć sam ruch rąk, a później po ustawieniu się w liniach dodaliśmy do tego przemieszczanie - i to naprawdę było dla mnie prawdziwe wyzwanie. Poświęciliśmy na to dłuższą chwilę jednak... zdecydowanie jest to dla mnie praca do odrobienia w domu.


Kolejnym etapem było dobranie się w trzy osobowe grupy. Każda osoba z ekipy miała decydować o ruchu jednej części ciała - i tak jedna osoba nadawała jakość ruchu dla lewej ręki, druga dla prawej a trzecia kontrolowała pracę nóg. W taki sposób musieliśmy stworzyć krótkie łączenie bazujące na koordynacji naszego ciała. Gdy już każda grupa stworzyła swój mały układ, Lip J przechodząc od grupy do grupy moderowała delikatnie każde łączenie, mniej lub bardziej je utrudniając. W pewnym momencie także zmieniliśmy składy, a razem z wymianą osób wymieniliśmy też ruchy. Ćwiczenie dosyć ciężkie ale pozwalające łapać inspirację od siebie nawzajem i trochę powymieniać się rozkminami.


Kolejną część warsztatów stanowiła praca nad muzykalnością. Usiedliśmy na podłodze i staraliśmy się nadać dźwiękom z muzyki jakiś konkretny odpowiednik, który możemy zanucić. Następnie dobieraliśmy do niego jakość ruchu, która wydawała nam się najbardziej pasować. Robiliśmy tak kolejno z trzema dźwiękami, po to żeby później tańcząc w parach móc wykorzystać je wszystkie. W taki oto sposób na określone dźwięki i z daną jakością ruchu poruszała się nasza lewa ręka, następnie prawa a kto potrafił mógł dodać ruch głową. Lip J zaznaczała, że taki sposób analizowania muzyki pozwala zachować ogromną wolność w tańcu - nie musimy się skupiać na (czasami chaotycznym) łapaniu i zaznaczaniu każdego dźwięku, bo dzięki odpowiedniemu wytrenowaniu naszych uszu i kończyn może stać się to dla nas nawet wręcz naturalne.


Następnie Lip J skupiła się na naszych emocjach. Zwróciła uwagę (podobnie jak wcześniej Archie), że bardzo często widzi, jak tancerze zbyt dramatycznie podchodzą do swoich wyjść. Zaznaczyła, że mimo tego, że waackerzy z natury są bardzo emocjonalni to jednak często zdarza się nam przesadzać, przez co nasz taniec traci wiarygodność. Tylko panując nad swoimi ruchami i gestykulacją oraz zachowując w tym siebie potrafimy przekazać naszej publice realne emocje, z którymi ona potrafi się utożsamić i naprawdę je poczuć. Lip J powiedziała również, że nie ma nic złego w próbowaniu, eksperymentowaniu nad naszym attitiude jednak, żeby był to przede wszystkim taniec a nie tylko i wyłącznie gra aktorska, która ma w naszych wyjściach stanowić dodatek i element składowy pozwalający na przekazanie siebie. Wspomniała także, że często drobne gesty i smaczki połączone z pełną techniką potrafią zrobić większe wrażenie niż same emocjonalne wybuchy. Wskazała także na dużą role wokalu w muzyce oraz na fakt ile może wnieść odpowiednie akcentowanie go w trakcie freestylu. Stwierdziła, że najważniejsze to pozostać sobą i nie starać się wejść w niczyją skórę na siłę, tańczyć tak jak podpowiada nam serducho i z czym jesteśmy w stanie się utożsamić patrząc na własne życiowe doświadczenia.


Highslide JS W ramach ćwiczenia Lip J włączyła nam znaną piosenkę, słuchając jej mieliśmy zdecydować czy wzbudza w nas negatywne czy pozytywne emocje - odpowiednio do indywidualnego gustu podzieliliśmy się na dwie grupy. Naszym zadaniem było pokazać odpowiednio radość, ekscytację czy szczęście lub smutek, żal i inne podobne im emocje w zależności od tego co czujemy, pamiętając o zachowaniu w tym gracji i nie przekombinowaniu. Aby to utrudnić w trakcie freestylu mieliśmy także zmieniać poziomy. Oglądając przeciwną grupę naprawdę momentami na plecach czułam ciarki.


Idąc na warsztat do Lip J miałam w sobie wiele mieszanych uczuć - zarówno ekscytację i ogromną radość z faktu poznania swojej idolki ale też strach, że może jednak się zawiodę. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Po tym warsztacie mogę stwierdzić, że Lip J jako osoba jest naprawdę zabawną, niesamowicie kreatywną i otwartą na innych tancerką. Warsztaty były urozmaicone, wiele rzeczy mi uświadomiły i otworzyły głowę na kolejne nowe możliwości treningu. Podsumuje je chyba po prostu jednym zdaniem - słodko smakuje spełnione marzenie :)


Dzień drugi – DOMA

Warsztaty z Domą stanowiły zamknięcie całego eventu. Mimo zmęczenia fizycznego i całej masy nowej wiedzy kotłującej się w głowie mocno czekałam na tą ostatnią część i chociaż te zajęcia trwały najkrócej to jednak Dominika nie dała nam żadnej taryfy ulgowej.


Rozpoczęliśmy od krótkiej rozgrzewki, następnie przeszliśmy do drilli, przy których nasze zmęczone łapki już dawały o sobie znać. Ćwiczyliśmy koordynację naszych rąk i nóg przy jednoczesnej zmianie kierunku ułożenia ciała. Następnie aby to utrudnić zmienialiśmy tępo na coraz szybsze. Później na podobnej zasadzie pracowaliśmy nad krótkimi łączeniami, które skupiały się mocno na koordynacji naszych nóg.


Highslide JS Centrum warsztatu stała się praca nad muzykalnością. Doma puściła nam określony utwór, którego melodię następnie musieliśmy zanucić. Kolejnym krokiem było wyodrębnienie z naszego śpiewania pojedynczych dźwięków. Następnie do każdego z nich dobraliśmy osobną część ciała. W taki sposób na „ty” poruszały się nasze nogi, na „ry” nasze ręce i w podobny sposób dodaliśmy także głowę, biodra i posing. Śpiewając więc przykładowo „Ty ty ty ry ryyy ty ty ry” powstawało nam bardzo szybkie i konkretne łączenie – cholernie trudna sprawa! Na tej bazie Doma stworzyła dla nas choreografię, jednak ograniczoną nie do konkretnych ruchów a do partii naszego ciała. Jednak nawet mimo zachowania tej dowolności, bardzo ciężko było tak panować nad swoim ciałem, tym bardziej że tępo również nie należało do najwolniejszych. Później modyfikowaliśmy nasze ruchy np. pomijając niektóre dźwięki lub skupiając się tylko na wybranych. W końcu zamieniło się to we freestyle, w którym świadomie decydowaliśmy o tym jakie części muzyki chcemy akcentować. Doma zwróciła także uwagę aby pamiętać, że nasze wyjścia muszą się w pewien sposób zaczynać i kończyć, waackerzy we freestylu robią show, które powinno mieć odpowiedni początek i finałową klamrę, tak jak prawdziwa historia.


Doma przyznała, że trenowanie w taki sposób pozwala nam poczuć się swobodnie w muzyce, dzięki temu to my kontrolujemy nią, a nie ona nas. Wychwytywanie dźwięków, świadoma ich selekcja i decydowanie o tym jak chcemy pokazać to co słyszymy staje się dla nas bardziej naturalne oraz w trakcie naszych wyjść od razu widać, że czujemy się z muzyką swobodnie. Przez to możemy również, większą uwagę skupić na rozwijaniu naszej kreatywności, bawieniu się flow i dodawaniu swoich smaczków, ponieważ przebywanie z muzyką nie jest już nieustannym wyścigiem za chaotycznym jej akcentowaniem. Gdy już wytrenujemy tą koordynację naszych uszu i ciała, możemy bawić się i szukać ciekawszych, bardziej efektownych rozwiązań na to co chcemy przekazać.


Highslide JS Te ostatnie warsztaty były dla mnie dużym wyzwaniem. Poznane ćwiczenia i patenty naprawdę wymagają dużej ilości pracy, jednak patrząc na to z jaką swobodą i subtelnością Doma porusza się i płynie po muzyce wiem, że efekt jest tego warty. Na koniec Dominika ze wzruszeniem podziękowała nam wszystkim za udział w całym evencie, a łzy w jej oczach doskonale świadczą o tym jak wiele pracy i wysiłku kosztowało stworzenie tego wydarzenia, a także ile pasji wkłada nie tylko w swój rozwój ale przede wszystkim w rozwój całej polskiej sceny waackingowej. Uważam że zasługuję na olbrzymie brawa nie tylko za tworzenie tak cudownych rzeczy ale też za genialne reprezentowanie nas na scenie międzynarodowej.


Highslide JS Gdy myślę o tym weekendzie w Poznaniu to w mojej głowie pojawia się wielki neonowy napis z hasłem – SPEŁNIŁAM MARZENIE. Myślę, że jest to idealne podsumowanie tego co się tam wydarzyło. Długo wahałam się nad tym czy brać udział w tym evencie, bałam się, że sobie nie poradzę lub po prostu się nie odnajdę, ale całe wydarzenie będę wspominać w stu procentach pozytywnie. Poznanie tak wyjątkowych ludzi i możliwość uczenia się od nich to naprawdę niezwykła szansa nie tylko dla mnie, ale myślę że dla większości polskich i zagranicznych tancerzy. Mimo tego, że sama nie brałam udziału w zawodach to wiem, że samo przebywanie i oglądanie czołowych tancerzy na scenie otwiera i po prostu dodaje odwagi do tego, żeby uparcie dalej się rozwijać. Dlatego myślę, że zarówno Domie jak i całej załodze Point Dance Studio należy się ogromny ukłon za stworzenie dla nas takiej możliwości. Wiem, że to co się tam wydarzyło zostanie ze mną na bardzo długo – zarówno na sali treningowej jako ogrom materiału do pracy, ale też w środku jako cudowne przeżycie i udowodnienie sobie, że nie ma się czego bać i trzeba korzystać z szans, które pojawiają się wokół. Teraz wiem, że za nic nie oddałabym tych chwil.


Paula - Praktyka Ruchu / Sussy Crew

Top